wtorek, 29 września 2015

Kaukaz - Gruzja - pętla Svanetii

Plan to Gruziński Kaukaz (region Svaneti  -  zrealizowany.
 Od Kuitasi, Ureki nad Morzem Czarnym, od poziomu Zero do Mesti, Uszguli przełęczy Zagaro 2623 m.n.p.m i w dół przez Lenetkhi do Kuitasi. Razem 640 km, ciężkich 640 kilometrów
  ale niezwykle atrakcyjnych, przepięknych widokowo, choć w strasznie biednej i cofniętej sporo, sporo lat krainie.
    Będzie duży skrót, ale na wspólnych wycieczkach opowiemy więcej, więcej również w galerii zdjęć. 


 Udział wzięło 16 osób; Dwie Agnieszki, Grażynka, Ela, Halinka, Andrzej, Mirek, Sławek, Michał, Marian, Janusz, Marcin, Rafał, Paweł, Staszek i ja (Adam). Do Gruzji polecieliśmy samolotem, i już pierwszego dnia zaraz po złożeniu rowerów ruszyliśmy nad morze. Morze Czarne -  Ureki, gruziński kurort (kurort?) z magnetycznymi plażami i czarnym piachem.Tam oczywiście kąpiel w morzu i czarnym piachu.
Magnetyczna plaża w Ureki

 Następnego dnia ruszyliśmy wzdłuż Morza do Poti (największego miasta portowego Gruzji) ale nie powaliło, ruszyliśmy dalej, różnymi drogami, przez gruzińskie mosty, do Khobi, do Monastyru zahaczając po drodze o dziką plażę. Tam już zaczęła się eskorta policji, która nawet w nocy nie spuszczała nas z oka (ale spoko, oni pilnowali, my wakacjowali i wszystko okej się uzupełniało) a krowy i świnie oraz pozostały inwentarz to stały obraz gruzińskich ulic.
Krowy na drodze to norma - Mosty to były różne - Nasze dziewczyny w Monastyrze w Khobi
W Khobi nocleg, naprzeciwko Monastyru, w eskorcie policji, a nazajutrz Zugdidi, pałac potomków Napoleona, rodziny Dadiani, i dalej już w górę, nad jedną z największych zapór wodnych na świecie do Jvari, gdzie na noclegu przeżyliśmy rzadko, bardzo rzadko, prawie nigdy nie spotykaną wichurę. Zdmuchneło Mariana, ale sie udało. (W drodze spotkaliśmy dwoje rowerzystów, on z RPA, ona z Kanady, potem mijaliśmy się kilka razy, jechaliśmy tą samą trasą)

Halinka z policjantem w Zugdidi - My z dwójką turystów z RPA i Kanady - zapora w Jvari
Dalej zaczynał się już prawdziwy Kaukaz, przepiękna Svanetia, kto nie był w Svaneti, ten nie był w Gruzji, tak powiadają, i chyba prawdę mówią.

Niebieska rzeka Enguri ciągnąca się do zapory przez 40 km

Dalej znowu mocno w górę, Mestia, główne miasto Svaneckiego  Kaukazu i nieodłączne kamienne wieże aż po Uszguli.


Mestia to miało być gruzińskie Zakopane, no jeśli gruzińskie to było, ale tylko gruzińskie. Tam zabawiliśmy tylko jedno krótkie popołudnie i noc. Z samego rana, skoro świt ruszyliśmy do Uszguli. Wioski najwyżej położonej w Europie (jeśli można to nazwać Europą). 45 km z Mesti do Uszguli zajęło nam 10 godzin, z upałem , podjazdami i przerwami. Ale dojechaliśmy, w Uszguli czekał na nas dzień bez roweru.




Uszguli - to był chyba punkt kulminacyjny.  Tam zakwaterowaliśmy się w miejscowych hotelu (hotelu? - Grażka budziła mnie w nocy abym wyganiał myszy z pokoju)
Stamtąd ruszyliśmy na lodowiec pod Szcharą (najwyższym szczytem w Gruzji - 5193 m.n.p.m ), ale lód był dużo, dużo niżej. (część z nas poszła piechotą, a część dojechała marszrutką). Po południu zwiedzaliśmy Uszguli.


Z Uszguli na przełęcz Zagaro to najcięższe 8 km. Najwyższy punkt na trasie 2625 m.n.p.m


A potem już w dół, choć nie za bardzo bawiło. Pierwsze ok 40 km po kamulacach, po hamulacach. Nie obyło się bez kapci i przewrotek, ale w miarę szczęśliwie, dużo krwi się nie polało.




Potem trochę asfaltu i mocno w dół
 ( nawet 68 km/godz) aż pod Lantheki.


Tam podzieliliśmy grupę. 5 osób ruszyło do Kutaisi, a 11 dalej w naturę gruzińską, z dala od wielkich miast.
Zwiedziliśmy m.in Jaskinię Prometeusza (nigdy w tak wielkiej nie byłem) i Kanion Martwili gdzie odbyliśmy rejs pontonami.
 Pod Kutaisi w Kapturi na lotnisku spotkaliśmy się już razem, i razem odlecieliśmy do Polszy. Ani tych parę słów, ani tych parę, nie wiem jakim cudem wybranych zdjęć nie oddają relacji z wyprawy. Może więcej zobaczycie w galerii zdjęć, bez słów. Tam więcej obrazu. Tymczasem - MAGLOBA !
część zdjęć już w Galeri



Rowerowy pażdziernikowy weekend

Witajcie, wróciliśmy z Gruzji zdrowi, cali i pewnie większość ma dość roweru na najbliższe dni ale zbliża się październikowy weekend rowerowy (z małą zmianą w kalendarzu imprez)

 3.10  (sobota) - Mistrzostwa Szkół Milanowskich w Terenowych Wyścigach Kolarskich oraz wyścigi dla przedszkolaków i seniorów organizowane przez naszą sekcję z MCK. Początek zawodów o godz. 11,00.
Do pomocy zapraszam grupę męską na 9,30 -  żeńską na 10,15.




I oto ta zmiana. 4.10 (niedziela) miał być Rajd z Termami Mszczonów - będzie tydzień później,
 a w najbliższą niedzielę. - Kuchenne Rewolucje Halinki w Wiosce pod Kogutem, w Krępie koło Zalesia Górnego (restauracja polska, typowo polska) - wstęp do wioski 6 zł, menu we własnym zakresie) - dystans ok 75 km  - przewidywana trasa do Krępy - Milanówek, Opypy, Młochów, Parole, Łoś, Piskórka, Krępa.

Relacja z Gruzji w robocie, do zobaczenia w weekend. 

środa, 16 września 2015

do zobaczenia 30 września

na blogu przerwa do 30 września, (kontakt jedynie w komentarzach)

Lecimy ma Kaukaz, do Gruzji i jak nas niedźwiedzie nie zeżrą odświeżymy blog 30 września.

Do zobaczenia.

sobota, 12 września 2015

Niedziela z Markiem (20 września)



część grupy będzie się męczyć pod górę na Kaukazie, a dla tych co zostają w kraju Marek przygotował  rajd  na...
         XXXVIII Skierniewicke święto kwiatów, owoców, warzyw
 (i pary …)
Jeżeli lubicie pociągi, ale niekoniecznie chcecie od podróży pociągiem zaczynać tego dnia wyprawę rowerową to spotkajmy się jak zwykle w  MOK-u skąd pojedziemy na kołach asfalcikiem  do Skierniewic (ok 90 km w  obie strony). Tego dnia odbywa się XXXVIII Skierniewickie Święto Kwiatów, Owoców i Warzyw (link do programu tutaj: http://swietokwiatow.pl/program/. 

Na początek proponuję jednak PARĘ. Świętu towarzyszą dni otwarte parowozowni i stąd ta PARA właśnie. Co godzinę będzie odbywało się zwiedzanie z przewodnikiem.  W 1994 roku zespół parowozowni został wpisany do rejestru zabytków, od 2002 r. opiekuje się nią Polskie Stowarzyszenie Miłośników Kolei. Zwiedzałem ją prawie 10 lat temu w towarzystwie pasjonatów i polecam, obrotnica na 23 stanowiska wraz z zabytkowym taborem naprawdę robi wrażenie. 

Oczywiście w samym temacie święta będzie okazja do pooglądania rzeczonych kwiatów, owoców i warzyw, ale nie tylko. 


 Do obejrzenia wnętrz zaprasza Pałac Prymasowski, a pani Karolina Wajda na pokaz jeździecki. Jak już podjemy „surowego” to na pikniku myśliwskim, mam nadzieję, że uda się skosztować – Dasz Bór – dziczyzny. Żebyśmy nie tracili humoru na początku jesieni o 15:00 zabawi nas kabaret Neonówka.
Przewiduję powrót również na kołach, ale można wybrać też uroki jazdy pociągiem elektrycznym  (PARA już nie działa) do Milanówka  i wtedy trasa na ten dzień skróci się o 45 km.
Jak powrót na kołach to koniecznie oświetlenie i kamizelki odblaskowe.
Wyjazd z MOK  20.09.2015 godzina 09:00.
Pociągi powrotne podam później w związku z potencjalnymi zmianami rozkładu.
Marek

wtorek, 8 września 2015

Ku pamięci!



Relacja z opóżnionym zapłonem

Ale jest, a było to upalnego 9 sierpnia...


O dziwo wysokiej temperatury na start pod MCK przyjechało 12 osób.
W Lesznie zrobiliśmy zapasy wody i naładowaliśmy baterie słodyczami. Tutaj pożegnał się z nami Janek Zakrzewski.
Do Roztoki jechaliśmy w towarzystwie Krzysztofa (z Ursusa) oraz zasmarkanej Tereski.
By tradycji stało się zadość siedliśmy na parkingu na krótką regenerację sił.

Start w Kampinos był ostry, od razu pod górę i to bez jazdy. Jedyna możliwość to pchać i pchać rower. Domino pokazał nam jak to było w Gliczarowie.
W pierwszej połowie trasy napotkaliśmy sporo ruchomych piasków, ale dziewczyny nie dały się im pokonać. Żadna nie rezygnowała, żadna nie marudziła.
Przystanek na kawę bez kawy zrobiliśmy w Granicy przy muzeum. Gorące napoje nie wchodziły w rachubę, ale za to losowanie tak. Dziękujemy za piękne prezenty z Bukowiny Tatrzańskiej oraz za oddanie drobiazgów wraz z emocjami z trasy Tour de Pologne naszych profesjonalnych amatorów (dzięki Michał, Marcin, Domino).
Pędzimy dalej. 2 etap naszej wycieczki okazał się gorszy. Ścieżką szerokości ok. 30cm z przyjaciółkami pokrzywami, które wpierw jako młode miło łaskotały nas po nóżkach po czym wyrosły na wysokość twarzy i wraz z zielono różowymi rzepami osaczyły nas po czubki głów. Nie ma co poprawa krążenia metodami naszych babć i prababć na pewno zadziałała. Pokrzywy zrobiły swoje!
Ten etap był duszny i byle nikt nie złapał gumy bo robale by nas zżarły razem ze skarpetami.
Udało się przemknąć wyjechaliśmy  w malowniczej wiosce, szybkie zdjęcie przy stogu siana i w drogę.
W drogę 10m i gumaa. A jednak Paweł nie mógł się powstrzymać, co ja nie złapię gumy? W końcu każdy ma szanse na Gumisia. Wszystko sprawnie poszło, Paweł uwinął się błyskawicznie z usterką. Agnieszka pogadała z kozami sołtysa, wypasanymi tuż przy drodze. Ruszyliśmy. Postanowiliśmy ciut zmienić ostatni odcinek trasy. Było Dość późno koło 16:00 zamiast przez las po korzeniach i do Roztoki, podążyliśmy asfaltem w kierunku Leszna. Domin sprawnie nas poprowadził skrótami, omijając centra Leszna i Błonia. Dojechaliśmy prawie do Żukowa i stało się. Monika złapała pierwszego kapcia, a że dama gumy nie nosi w zapasie pozostało jej maszerowanie na pieszo J no to zadzwoniła po mamę, rower i siebie wpakowała do samochodu i fru zostawiła dzielnych kompanów. Wycieczka okazała się bardzo fajna bo zróżnicowana, a zarazem nie uporczywie trudna. Frajda ze zmęczenia była, a marudzących brakło. Co prawda w trakcie wycieczki zginął gdzieś Andrzej Sarnowski i nie wiadomo dlaczego pojechał bo nic nikomu nie mówił. Reszta dotarła cała zdrowa i z uśmiechem. Szczególnie malował się gigantyczny rogal na twarzy spoglądając na rumuńskie małe nóżki naszej Agusi.
Wprost sama rozkosz wpuścić takie murzyniątko do domu. Sami oceńcie





poniedziałek, 7 września 2015

pozdrowienia

Pozdrowienia dla STRu z Zakopanego. Domino postanowił zabrać mnie na trasę TURKA znaczy Tour de Pologne dla amatorów, na słynny podjazd w Gliczarowie.
Zdecydowanie za rok nie jadę ☺ To trudny etap bardzo weryfikuhacy możliwości rowerowe.

Monika

niedziela, 6 września 2015

kolejny Maraton Konecki zaliczony

...do Nieba...do Piekła...

...czyli tradycyjny wrześniowy Konecki Rajd Rowerowy, po raz XXII PTTK Końskie i Przyjaciele zaprosili rowerzystów do zwiedzania ziemi koneckiej.
Do wyboru trasy na 185, 130 i 75 km oraz nowość 35 km z podwójnym startem w Sielpi i Końskich.
Milanówek tym razem ubogo - 9 uczestników:
- Sylwia, Julian, Janek, Mietek, Andrzej, Marian, Michały dwa i ja (Rafał).
Grupa podzieliła się na dwie ekipy:
"185" - Janek, Mietek,Marian, Andrzej, Michał Raszyn.
Michał opowiedział mi tak:
"...start, sklep, pieczątka, sklep, pieczątka, sklep...meta"
"75" - poprowadzona przez zaprzyjaźnionego Końskiego Konrada ( wielkie dzięki, zwiedzanie pierwsza klasa), przejechała 127, tak 127 kilometrów, bo jak na turystów przystało - zwiedzaliśmy: 
Skałki, Muzeum Hutnictwa i Przemysłu maszynowego w Chlewiskach oraz rynek w Szydłowcu...
...a i jeszcze Izbę Przyjęć w Czarnieckiej Górze, ale okazało się, że to nie psychiatryk i mnie przyjąć nie chcieli.
Natomiast po integracyjnym ognisku Sekcję nawiedził Skarżyski Stanisław Stanisławski, zalewając nas niezliczoną wręcz ilością rymowanych humoresek (szacun).
I na zakończenie: "Pozdrowienia, Podziękowania, Gratulacje"
Dla: 
Sylwii - że pomimo ciężkiej kontuzji, z zaciśniętymi zębami ukończyła, nieco wydłużony, rajd;
Organizatorów i Przyjaciół - za trud przygotowań tak dużej i ciekawej imprezy;
Pozostałych Uczestników - za towarzystwo, uśmiech i wspólną zabawę;
I oczywiście dla Lucyny i Magdy - za cierpliwość i ciężką pracę, gdy my się bawimy.

P.S.
Mam nadzieję, że pomimo nieobecności Prezesa Sekcji, godnie reprezentowaliśmy Milanówek.
Pozdrawiam; Rafał

wtorek, 1 września 2015

Wyjazd do Sielpi

Dla tych co bezpośrednio na rowerach, wyjazd z Milanówka, koło Tesco godz.7,10. Start połączonej grupy w Tarczynie pod "JABŁKIEM" godz 8,00 - piątek 4 sierpnia. 
Julian z Sylwią jadą samochodem, w piątek, kto chce oddać swój bagaż do samochodu, w czwartek wieczorem może zostawić u mnie.
Sławek z Justyną dojadą w sobotę rano. Regulamin i trasy rajdu tutaj. 
Uwaga. Impreza w innym Ośrodku - "Belferek "(na tej samej ulicy, lecz trochę dalej). Noclegi zamówione.