środa, 20 czerwca 2018

Arboretum po raz drugi

Byliśmy tam cztery lata temu, ale Rogowskie Arboretum można zwiedzać częściej, pod warunkiem, że za każdym razem w innym miesiącu. Poprzednio w maju podziwialiśmy rododendrony, tym razem oko przykuwało alpinarium, gdzie już zakwitły lilje wodne i kosańce, a że zielone żabki wylegiwały się w środku rozkwitłego kwiatu, to był niesamowity widok. Wśród wyższych partii na uwagę zasługiwały kielichowce, a derenie kousa jak z bajki,
bielutkie, gdzie niegdzie z różowym odcieniem, ze strzępiastym oczkiem po środku, wśród zielonych listków wyglądały również bajecznie. Można by chodzić tam cały dzień, ale mieliśmy tylko półtorej godziny. Wszak to wycieczka rowerowa.
Ruszyliśmy z Rawki , puściutka, wspaniała trasa, przez wioski i pola, asfalcikiem, przez Samice (były z nami), Adamów (też był i na rowerze i w planie), potem ukazał się Julianów i Ludwików ( i też byli z nami, ale to nie ten kawałek, musieliśmy zawrócić). Potem już było ok. Tuż przed Rogowem wstąpiliśmy do Władka Reymonta, siedział na kuferku, na skalniaku w Przyłęku Dużym, czy jeździł rowerem, jak Prus, czy tylko furmanką, obserwując okolicznych chłopów, nie wiem, ale do zdjęcia założyliśmy mu kask i został choć po części rowerzystą. Po zwiedzeniu Arboretum i spotkaniu z zaprzyjaźnioną grupą rowerzystów z Warszawy UKTR
Vagabundus wróciliśmy razem do Skierniewic, oczywiście przez Przyłęk, aby i oni mogli uścisnąć pióra autora "Chłopów" (baby też ściskały) a potem przez Lipce Reymotowskie, Święte Laski, Świete Nowaki, Maków do dworca PKP w Skierniewicach. Stamtąd  pociągiem do domu. Wyszło ok 80 km, nie wszystkim Ludwik z Krzyśkiem wrócili na kołach, nabili dużo więcej a zwłaszcza Ludwik, który do Rawki również przyjechał z Michałem rowerem. Pogoda nie odpuszcza, mało rowerowa, ciut za gorąco.