poniedziałek, 20 lipca 2015

Najbliższa niedziela nad Zalewem

Tradycyjnie jak co roku Zalew Bolimowski
 - 26 lipca (niedziela).

Start pod MCK godz. 9,00
 - dystans ok 100 km (asfalcik)

Kazik, Monika i reszta

Sobota 7:00 start z domu, kierunek Shell Grodzisk. Zgarnęliśmy Janka Zakrzewskiego i dalej w drogę do Młochowa. Tam już czekali na nas Benek i Mietek. Kolejna zbiórka w Tarczynie na wiadukcie - Rafał i Michał Raszyn.Z Warszawy jechał Palikot (Andrzej), z którym mieliśmy się spotkać nad Zalewem w Janikowie, jakieś 5km za Kozienicami.

 Pogodę załatwił nam Henio. Od samego rana cieplutko, które przerodziło się w morderczy upal, upał i jeszcze raz upał. Na początku wszytko szło zgodnie z planem pierwszy przystanek w Jasieńcu. Następnie w okolicach Warki, w Głowaczowie, Janikowie. Tu zrobiliśmy dłuższa przerwę, temperatura skoczyła sporo ponad 30 st.C. Ja z Rafałem skorzystaliśmy z okazji pobytu nad zalewem i popływaliśmy. Do celu zostało jakieś 50km i to była trudna trasa. Słońce nagrzewało asfalt, który oddawał kolejne stopnie ciepła. Nie dało rady szybko przejechać. Musieliśmy często stawać. Palikot kontrolował temperaturę i w cieniu po południu mieliśmy 37 st.C.

Jednym słowem MASAKRA. Do tego całą drogę jechaliśmy pod wiatr. Choć z dwojga złego... cieszyłam ze nie ma mojego ukochanego deszczu :)Choć leżenie na trawie wśród szyszek zaliczyłam :) W końcu udało się, dojechaliśmy kolo 17:00. Zakwaterowaliśmy się w Schronisku pod Wianuszkami. Wykąpani gotowi do wieczornego spaceru, z uśmiechem mieliśmy pędzić bulwarem wzdłuż Wisły. Niestety oberwało chmurę, a raczej pol nieba. Burza nie pozwoliła na Zakończenie dnia na starówce. Musieliśmy zostać w pokojach. Zmieniliśmy drugi dzień wycieczki. Zamiast wracać na kolach postanowiliśmy jechać na starówkę. Klasycznie zaliczyliśmy lody, później z Rafałem i Michałem poszliśmy na Górę Trzech Krzyży oraz na zamek.
 Pogoda nadal dopisywała, ale kilka stopni mniej huraa jest tylko 29 st. C.
Następny cel Zamek w Janowcu, na który trzeba się dostać promem przepływając Wisłę i długim podjazdem pod górę. No i tu w końcu szczęśliwy był Raszyn, jego ukochane górki. Tam spędziliśmy na trawce kolejną godzinkę zrywając boki z Palikota. Sory Julek, masz konkurencję i to potężną :) Facet jest nie przeciętny! Polecam zabieranie go na wycieczki. Ubaw po pachy. Dalej już było łatwiej Panowie zaczęli cisną jadąc ponad 40km/h. I tak dojechaliśmy do Dęblina. Wsiedliśmy w puszkę (pociąg). Był tak nagrzany ze odeszła nam ochota na cokolwiek. W warszawie przesiedliśmy się o 19:00 w pociąg do Milanówka. Palikot pojechał 1 pociągiem do Powiśla (mieszka w tych okolicach), a Benek z Raszynem do Zachodniej, gdzie każdy ruszył na kołach w swoją stronę. Michał do Raszyna, a Benek do Klaudyna kolo Babic. Każdy miał jakieś 15km do przejechania. My zaś wsiedliśmy w drugą puszkę i coo? Burza! Zwaliło drzewo gdzieś na trakcje w okolicy Ursusa i nic nie jeździło do Milanówka. Wsiedliśmy w pociąg do Grodziska. Rafał pojechał na kołach do Pruszkowa a my do Milanówka. I tak zamiast o 20:00 w domu byliśmy kolo 22:00. WYJAZD ZALICZAMY DO UDANYCH!!!
Monika