niedziela, 28 sierpnia 2016

Metalowe ptaki i wizyta w dwóch ogrodach

Siedzą ptaszki w gniazdku. Siedzą rodzinkami-Tata- ptaszek. Mama- ptaszka
Razem z pisklętami. 
Otwierają głodne dzióbki. Wiercą się czasami. Poprawiają swoje piórka, kiwią ogonkami.
 Tata ptaszek lata, po pokarm do lasu, mama ptaszka dba o dzieci
Na nic- nie ma czasu!
           Chciałabym się wtulić, w to ciepłe gniazdeczko, gdyby mi urosło, choć jedno pióreczko…

ale piórka nie rosną...ale niech sobie wiją swoje gniazdko razem - Marta i Marcin- pokazaliśmy im jak to robią ptaszki, niestety trochę przesadziliśmy,  były to ptaki giganty, Z METALU, w ogrodzie rzeźb Juana Soriano.

I miała to być lajtowa wycieczka z podziękowaniem za to, co zrobił STR dla nowożeńców (ja też dziękuję),
ale lajtowo wyszło 222 km, aż się przeraziłem, w taki upał tak dobrze się jechało, ale na miejscu spojrzałem jeszcze raz na licznik - 22 km (kuźwa, jedna dwójka mi się dodała). Było lajtowo, i tak miało być.
Ogród godzień odwiedzenia, Sylwia też ptaka pokochała, i wylosowała, zresztą ptaki zgarnęły tylko dziewczyny, ale niech i tak będzie. 
I może już dosyć o ptakach, nie urażając męskiej części STR, te były naprawdę giganty (patrz na zdjęcie z prawej), ale na pocieszenie chłopaki był też Byk, METAOWY BYK, wprawdzie bez jaj,  jak ta kura, ale BYK.

I po ptokach, wszystko skończyło się w Milanówku, na Piotra Skargi  8B. Jak umieliśmy, tak przyjęliśmy, jeszcze raz dziękujemy za  rowerowy orszak ślubny.
Rodzice i Nowożeńcy.  
 Nie,  korki nie wysiadły, to z galerii Juana. Miło, że tort smakował (podobno tak). Dzięki raz jeszcze.
Można też wpaść do galerii, tam więcej ptaków. 


środa, 24 sierpnia 2016

W niedzielę dwa ogrody...

28 sierpnia (zamiast Otwocka) odwiedzimy Parkową Galerię Rzeźby Juana Soriano, którą stworzył Marek Keller (kilka osób z STR już tam było parę lat temu, ale warto zajrzeć raz jeszcze, zwłaszcza w pełni lata i coś jeszcze przybyło)

Owczarnia dziś: ścieżki w parku wysypane białym żwirem, czyste stawy, odnowiony domek rządcy i pobielona stodoła z nowym, przeszklonym dachem. Niby zwyczajna podmiejska rezydencja, jakich w okolicach Warszawy całkiem sporo.

A jednak niezwyczajna. Pod wiekowymi lipami stoją kilkumetrowe rzeźby, jakich nie uświadczysz nie tylko w mazowieckim krajobrazie...  głowy wielkich ptaków, jakby wyjętych ze starych płaskorzeźb Azteków, ale jakoś współczesnych, więc jeszcze bardziej intrygujących. Jak ta, która nazywa się „Narodziny ptaka”. Marek tłumaczył Juanowi jak dziecku, że ptaki wykluwają się z jaj. A Juan na to, że jego zdaniem tak przychodzą na świat tylko pospolite kury.
Zresztą – rzeźba kury też jest. Z brązowymi jajami ukrytymi w otwartym brzuchu.
W stodole stoją mniejsze figury, mając za postumenty drewniane skrzynki, w których przyjechały z Meksyku...

Takiego parku i takiej stodoły nie ma nigdzie poza Owczarnią.



Start pod MCK godz.10,00
Ale, żeby tam dojechać trochę pokręcimy trasa: Milanówek - Falęcin - Brwinów - Podkowa Leśna - Żółwin - Owczarnia - Milanówek

Na zakończenie znów wizyta w ogrodzie, tym z dzwoneczkami w Milanówku na Piotra Skargi - w podziękowaniu za wspaniały orszak ślubny Marty i Marcina. Zapraszamy

wtorek, 23 sierpnia 2016

Marcin w drużynowym triathlonie

Kiedy my uganialiśmy się za indianami Marcin startował w drużynowym triathlonie w Bydgoszczy.
Pływanie 3,8 km - startował Tomek z Bydgoszczy - ukończył z wynikiem 59,5 min,
Rower 180 km - Marcin STR - 6 godz.24 min
Bieg 42.2 km - Tomek - Bydgoszcz - 3 godz.25 min.
Drużynowo zajęli 13 miejsce z łącznym czasem
10 godz. 51 min.


Pierwsze 40 km dla Marcina było na sucho, następne 140 w deszczu, ale po Bukowinie czuł się jak ryba w wodzie. Głównie teren płaski, ale kilka dobrych górek też się trafiło.
Maksymalna prędkość 65km/godz,  min -15, średnia ze 180 - 28. Jest się czym pochwalić, 180 km bez przerwy, bez sklepu, żadnych pieczątek ani kawy ale za to z ładnym medalem. Gratulujemy.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Dziki Zachód - Runów City

Dzisiaj jestem w Runowie
i na banjo idąc gram..
Jutro będę w Milanówku City
no a tam najmilszą mam

Kiedym ruszył w czasie suszy
całą nockę padał deszcz.
Taki gorąc był żem zmarzł
na śmierć, Grażanno nie lej łez.

Och Grażanno
O nie płacz bo już dość,
Idę sobie z banjo na kolanie
Ja z południa gość....



 
 I tak oto zamiast jeździć po okolicy wybraliśmy się na Dziki Zachód, a konkretnie nieopodal Teksasu - Runów City. Nim dotarliśmy do granic Teksasu już w Los Nadarzynas przywitali nas kowboje (wprawdzie bez whisky, ale coś mieli w zastępstwie).
Następnie przez prerię, lasy starymi wierzbami płaczące, nawet spokojnie, nie atakowani przez indian (nie wychylił się ani jeden Siuks widząc taką siłę STR - 22 wspaniałych) zdobyliśmy Runów City.

A tam działo się, oj działo.
Billy Rafał puszcza oko,
 Garett Janusz płuuucze złoto,
męża nima bierę wszystkich
 - tych przydrożnych ,
obcych, indian oraz bliskich.


Wpada kowboj do baru i się wydziera: Kto spał z moją żoną? - Spoko uspokaja go barman, nie rób takiego szumu, bo i tak nie masz tylu naboi.

Tadek z Kubą gwoździe kują, nie wiem co kowbojki knują. Chłopy biorą się do żrnięcia - jak skończą? - nie mam pojęcia.

 Po wizycie w siuksów tipi, wszyscy byli już na haju, i jak dzieci te kowbojskie, przybliżali się do raju.

 Jack i Tom piją piwo w salonie, a tu wchodzi kowboj z głową indianina pod pachą. Wręcza ją barmanowi a ten wypłaca mu pieniądze i zwraca się do innych; Nienawidzę indian, spalili mi stodołę, zabili żonę i dzieci i każdy kto przyniesie głowę indianina dostanie tysiąc dolców.
Jack i Tom dopijają swoje piwo i  idą polować na indian. Po chwili  zauważają jednego, Jack rzuca kamieniem i martwy indianin ląduje w wąwozie. Idą zabrać trofeum, Jack wyciąga nóż a Tom krzyczy - Jack spójrz - nie teraz, odpowiada Jack jestem zajęty - myślę, że naprawdę powinieneś to zobaczyć - Dupku nie widzisz, że jestem zajęty, mam tysiąc dolców w ręku - proszę spójrz. Jack patrzy w górę wąwozu a tam stoi 5 tysięcy indian i krzyczy o kur... będziemy milionerami.

No ale na ostudzenie była gorąca kawa i powrót do rzeczywistości, a że kawa nie za bardzo ostudziła,
zwłaszcza, że była gorąca, obudziły nas dopiero niebiosa, ulewa wystudziła kowbojskie podboje.
Hough.
Ale najlepiej wstąpić do galerii zdjęć, robi się, niebawem będzie.

Była noc nad Rio Bravo, wszyscy już poszli spać, ale jeden Collorado wziął komputer i zaczął w zdjęcia grać.






środa, 17 sierpnia 2016

Na niedzielę - western

Może to nie Teksas ale Runów pod Piasecznem - miateczko westernowe.
Spróbujmy je podbić w niedzielę 21 sierpnia.
Trasa; Milanówek - Podkowa Leśna - Otrębusy - Nadarzyn - Wólka Kosowska - Stachowo - Złotokłos - Henryków Urocze - Runów
...........powrót - Złotokłos - Wola Mrokowska - Młochów - Siestrzeń - Owczarnia -  Milanówek - dystans ok. 65 km (zabrać strzelby)

Start pod MCK ul. Kościelna 3 godz. 9,30

wtorek, 16 sierpnia 2016

zapisy do sielpi - na Konecki Maraton Rowerowy

W dniach 10 - 11 września odbędzie się kolejny Konecki Maraton Rowerowy w Sielpi.
ogłaszam zapisy (lista w dziale informacje)
- zgłoszenia telefonicznie, osobiście lub e-mailem.
Wyjazd w piątek 9. 09. 2016  (tym razem proponuję inną trasę - rano do Radomia pociągiem, rowerem Radom - Sielpia - 80 km )
Sobota 10.09 - trasy w Sielpi do wyboru - 75, 135 i 180 km
Niedziela 11.09 - powrót do Skarżyska Kamiennej ok 50 km, dalej do domu pociągiem
       (Jeśli są chętni na kołach Milanówek - Sielpia - proszę bardzo)

CZYTAJCIE RÓWNIEŻ POSTY PONIŻEJ - NAZBIERAŁO SIĘ!

poza kalendarzem... Brochów

Nie mogą usiedzieć w domu (14 sierpnia pojechali)

Aby tradycji stało się zadość, w niedzielny poranek czwórka z STR-u w skłądzie Beata, Marek, Justyna i Sławek wybrała się na przejażdżkę rowerową.
Pociągiem dojechaliśmy z Ożarowa do Sochaczewa. Na stacji końcowej tradycyjnie zdjęcie z ciuchcią, potem malowniczą drogą wzdłuż Bzury do Brochowa. Krótki odpoczynek na ławeczce Chopina, zwiedzanie obronnego kościoła, w którym ślub brali rodzice Chopina i droga powrotna skrajem Puszczy Kampinoskiej przez Kampinos, Błonie, Ożarów.
 Na zakończenie jeszcze krótkie plażowanie na glinkach na Żbikowie. Trasa, jak zwykle kiedy prowadzi Sławek, trochę po piachu, trochę szutrówek, ale i długie odcinki asfaltu. Brakowało tylko kawki i losowania nagród!
                                                                                                                                Justyna

pozdrowienia


niedziela, 14 sierpnia 2016

Green Velo - i jeszcze dalej (relacja)

W dniach 30 lipca - 13 sierpnia zaliczyliśmy górny odcinek Green Velo (choć nie w całości, czasami gdzieś zbaczaliśmy, ale się nie wykoleliliśmy). Start rozpoczęliśmy w Siedlcach, stąd do Green Velo miało być tylko 60, wyszło 80 km, no cóż przeważnie więcej wychodziło niż było zaplanowane.
W sumie przekręciliśmy 994 km, a skończyliśmy w Gdańsku już poza trasą Green Velo, ale większość trasy jednak tym słynnym nowym szlakiem rowerowym, choć mocno przereklamowanym, ale wspomnień wiele i uroków ściany północno- wschodniej niemało. Raz było nas mniej, raz więcej, raz naprawdę dużo, jest co wspominać - a to nie "są tanie rzeczy"!
Nasza trasa wiodła z Siedlec przez Drohiczyn, Siemiatycze, Grabarkę, Hajnówkę, zalew Siemianowski, Supraśl, (Białystok wzięliśmy łukiem), Tykocin, Osowiec Twierdza, Augustów- Studzieniczna, Stary Folwark, Suwałki, jezioro Hańcza (Bachanowo), Gołdap, Węgorzewo, jezioro Wigry, Pieniężno, Braniewo, Frombork (tu koniec Green Velo) a my dalej przez zalew Wiślany, Krynicę Morską do Gdańska - meta.

A drogi były różne, szutry, asfalciki, asfalciki gorsze niż szutry, tarka, w górę , w dół, były też i ścieżki rowerowe, jedne lepsze inne typowo polskie, cały wachlarz dróg, a to nie są tanie rzeczy.

Po drodze jest co zobaczyć, ale nie zawsze starczało czasu. W Drohiczynie zwiedziliśmy wystawę starych motocykli i Muzeum Kajakarstwa, w Grabarce cerkiew i Świętą Górę Krzyży, oraz kilka cerkwi na Podlasiu, w Tykocinie byliśmy na zamku, w Synagodze i starodawnym drewnianym domku, Sanktuarium w Studzienicznej, klasztor pokamedulski w Starym Folwarku, galerię na Suwlszczyżnie, mosty w Stańczykach, Port w Węgorzewie, bunkry w Mamerkach, kościoły i zamki z czasów Krzyżackich, klasztor, planetarium i Muzeum Kopernika we Fromborku a na koniec Gdańską Starówkę, gdzie trwał Jarmark Dominikański
I to też nie były tanie rzeczy.

Jedliśmy co się dało, jajka, kartacze, ryby i choć też to nie były tanie rzeczy głodni nie chodziliśmy, przepraszam nie jeździliśmy.
W restauracjach smakowało, raz lepiej raz gorzej ale te nasze dania, jajecznice, placki ziemniaczane od podstaw, tzn od wykopania ziemniaka i dalej przez kolejne szczeble ewolucji tego dania - pycha.




I jeszcze sprawa noclegów. Z hoteli zrezygnowaliśmy, Głównie jak ślimak swój domek woziliśmy na plecach, plecach naszych rumaków. Spaliśmy głównie na campingach, ale zdarzało się gdzieś w gospodarstwie (miło wspominamy), na wiejskim placu zabaw, w domku campingowym czy w czteropiętrowym wieżowcu.


No i jak wiadomo główny nasz środek lokomocji to rower ale po wodzie się nie dało. Korzystaliśmy więc z różnych wodnych napotkanych cudeniek. Promy rzeczne, tramwaje wodne a nawet katamaran.
Ale pisać można co ślina na język przyniesie, a w galerii zobaczycie całą wyprawę, obrazki jednak więcej pokażą niż powyższa literatura.
A poniżej linki do poszczególnych etapów: (tak na próbę, pierwszy raz, może będzię dobrze, choć to nie są tanie rzeczy.
http://www.navime.pl/trasa/1104468
http://www.navime.pl/trasa/1104473
http://www.navime.pl/trasa/1104474
http://www.navime.pl/trasa/1104475
http://www.navime.pl/trasa/1104477
http://www.navime.pl/trasa/1104466
http://www.navime.pl/trasa/1104472
http://www.navime.pl/trasa/1104480
http://www.navime.pl/trasa/1106395
http://www.navime.pl/trasa/1107408
http://www.navime.pl/trasa/1109138
http://www.navime.pl/trasa/1109140
http://www.navime.pl/trasa/1110021