Po kilku podejściach gród Biskupin zdobyliśmy. Nie ten w kujawsko-pomorskim, ale trochę bliżej w Otwocku też zwany Biskupinem, tylko że Małym. Na podbój osady ruszyła 11 osobowa grupa. Trasa prowadziła przez Nadarzyn więc nie mogło się tam obyć bez tradycyjnego ciastka na dobry początek. W porównaniu ze zmaganiami z wiatrem od czoła w drodze do Żelazowej Woli przejazd do celu w tę niedzielę był sielanką. Wiatr do pominięcia, temperatura w sam raz i spacerowe tempo po ścieżkach i/lub asfaltowych drogach z małym ruchem samochodowym. A te kilka podejść to za sprawą wody. Niby lato deszczowe, ale poziom wody w Wiśle skromny. To znaczy nie na tyle skromny, żeby przejść na drugi brzeg z rowerem na plecach, ale ledwie wystarczający dla promu w Gassach. Szczęśliwie w tą niedzielę prom mógł pływać i dlatego podejście doszło do skutku, chociaż pod dnem było niecałe pół metra wody.
Rzeczony Mały Biskupin to spora konstrukcja z większych i mniejszych patyków. Łączy w sobie trochę osadę obronną, trochę zamek, trochę labirynt i nawet statek. Od sześciu lat, kiedy powstał, jest rozbudowywany, a uszkodzone, spróchniałe czy przegniłe patyki są wymieniane. Konstrukcja to pomysł i wykonanie kilku zapaleńców z Otwocka. Zrobili fajną i niebanalną rzecz, która prezentuje się przyzwoicie i nie jest stosem połamanych, niszczejących patyków, jakby można było sądzić. Zdobycie Biskupina uczciliśmy tradycyjną kawą z ciastkami i losowaniem niespodzianek. Wyliczanka wskazała Dominika i Marka, do których trafił roztoczański miodek. Większość wróciła z Otwocka SKM-ką do Pruszkowa i potem na kole do Milanówka. Dwóch pojechało na kole bezpośrednio z Otwocka. Zgadnijcie kto. Odpowiedź w galerii, do której zapraszam. Marek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz