sobota, 3 października 2015

Wycieczka Marka - Skierniewice



Prezesostwo z grupą VIP-ów kręciło w ojczyźnie Josifa Wissarionowicza Dżugaszwiliego  vel Koby, bardziej znanego jako towarzysz Stalin i serialowego Grigorija Saakaszwiliego,  a reszta ekipy w tym czasie czyniła honory domu i dbała o to, żeby bliższa i dalsza okolica nie zapomniała o STR Milanówek.
  Dołączyły też dwie nowe dziewczyny oraz Ludwik.  Zagwizdało, zadzwoniło i w  sumie ze stacji MOK wyruszyła szczęśliwa trzynastka.

Prognozy przewidujące na niedzielę opady deszczu nie zniechęciły stałych bywalców w myśl naszej maksymy „co jest lepsze od fotela? – wąskie siodło co niedziela”.
Na stacji „Grodzisk Deptak” dołączyli do nas Lidka ze Zbyszkiem i jeszcze dwie nowe osoby plus Robert na przystanku „Żyrardów McDonald”. Razem 18 jednostek pociągowych.

Pogoda póki co była łaskawa, jedynie ruch samochodowy na trasie był większy niż przewidywany. Okazało się, że  na pomysł udania się do Skierniewic na święto kwiatów, owoców i warzyw wpadło też dużo wyznawców 4, a nie 2 kółek, ale daliśmy radę tym razem nie mając aspiracji bycia Pendolino. W Puszczy Mariańskiej rozważaliśmy nawet odbicie w bok, jednak  nie chcieliśmy zniechęcać szosowców zjechaniem z asfaltu, a ponadto cały czas mieliśmy nadzieję na zwiedzanie parowozowni jako osobna grupa, co wymagało dotarcia tam najpóźniej na 11:30.  Trochę się spóźniliśmy z uwagi na to, że końcówka była pod górkę i jak zwykle dmuchnęło od czoła.
W końcu dojechaliśmy na 12:00 i zaopatrzeni w bilety retro (takie kartoniki …) zwiedziliśmy ją z grupą innych chętnych. Parowozownia. Cóż... 10 lat temu była w zdecydowanie lepszym stanie. Nawet wysiłki przewodnika, który naprawdę ciekawie opowiadał nie były w stanie zmienić obrazu rzeczy: dach w stanie umożliwiającym nieskrępowane podziwianie zachmurzonego nieba, odpadająca farba, spalone lub pordzewiałe wagony. Przewodnik skoncentrował zresztą uwagę na tych najbardziej zniszczonych, okazy w niezłym stanie zgromadzone na obrotnicy na zewnątrz budynku, a pozornie wyglądające również na zabytkowe, nie wzbudziły jego zainteresowania. Z drugiej strony tabor jest często wypożyczany do filmów, których akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej (Pianista, Lista Schindlera, Generał Nil, Boża podszewka, ostatnio Wołyń Smarzowskiego) co może do pewnego stopnia uzasadniać jego wygląd.
Z całej ekspozycji w najlepszym stanie były plakaty zagrzewające do pracy i ostrzegające przed licznymi niebezpieczeństwami z nią związanymi. Aż się chciało zostać przodownikiem pracy i byli tacy co chcieli ruszyć z posad bryłę żelaza ….. Łza się w oku kręciła.

Później niestety popsuła się trochę pogoda, zaczęło padać i część osób, niewystarczająco przerażona stanem polskich kolei przedstawionym w parowozowni zdecydowała się już wtedy skręcić w stronę stacji PKP. Reszta pojechała podziwiać kwiaty, owoce i warzywa, że o degustacji pieczeni z dzika dyskretnie nie wspomnę. Na szczęście okazy roślinne okazały się być w zdecydowanie lepszym stanie niż parowozy. Niektórzy z owoców kupili, a to kebab, a to miodek w płynie, a to miodek z różnymi dodatkami (zima idzie …), a to coś tam ….

Nie obyło się bez herbatki z ciastkiem w pobliskim parku. Michał dzielnie podtrzymywał tradycję i parawan wokół palnika. Odbyło się też zwyczajowe odliczanie i losowanie kolejowo-ogrodniczych nagród niespodzianek.  
Pogoda zdecydowanie poprawiła się w trakcie kawy i herbaty i 9 jednostek pociągowych zdecydowało się ostatecznie na powrót na kołach. Niektórzy, żeby zyskać inne spojrzenie na stan transportu szynowego, pojechali jeszcze w ramach Dni Transportu Publicznego do zajezdni WKD w Grodzisku Mazowieckim, gdzie tabor, również ten zabytkowy jest zdecydowanie w lepszym stanie.




 Część przekręciła 45 km, niektórzy  około 90 km, innym pękła kolejna setka. Dziękuję uczestnikom i do następnego odjazdu….
Aha, Z nowych osób tam i z powrotem dokręcił Ludwik i wygląda na to, że z niejednego rowerowego pieca chleb wyjadał. Jak zwykle więcej zdjęć w galerii.


Marek