Ale jak to na wyprawie wojennej tuż przed Tarczynem jedna grupa na której szpicy ciągnął Jan z Grodzia i Janusz vel Korn Nacki pociagnęła inną trasą. Drugą grupę poprowadziła księżna Halina.
Ale wróg nie spał, właśnie w Tarczynie ustrzelił
jednego z naszych. Trafiony został kniaź Stachu spod Suchej. Dostał szybki strzał na drodze wydawałoby się bezpiecznej. Ale wylizał się z ran, bardziej poszkodowany był jego rumak, ale dostał trochę owsa i mogliśmy ruszyć dalej. Przeciwnik został ukarany (mandat 200 zł)
Potem już do samego Czerska wszytko poszło gładko. Przeciwnik wiedział, że jesteśmy mocni i nie wchodził nam w drogę. Niestety nie do końca byliśmy górą. Tuż przed zamkiem cała milanowska chorągiew musiała zapłacić myto, ale dla lekkiej jazdy była zniżka.
Po zdobyciu zamku rycerstwo milanowskie biesiadowało ponad godzinę, szukając jeszcze w międzyczasie niedobitków broniących twierdzy.
Ale i tu rycerstwo milanowskie zostało częściowo zaskoczone, schwytanych zakuto w dyby, ale nie na długo. Szybko odbiliśmy kamratów. Spożyliśmy co nieco i ruszyliśmy w powrotną drogę.
Niestety i ta nie była dla nas zbyt sprzyjająca. Widać jakiś zły duch zamkowy wysłał za nami przekleństwo i dopadła nas ulewa. Ale nie, to nie był potop. Zdążyliśmy się schronić w przydrożnej oberży, przeczekać klątwę i ruszyć dalej.
Aby zdobyć czerski zamek musieliśmy przegalopować 136 km (średnia wyniosła 20km/godz).
Bez strat wróciliśmy do milanowskiego grodu.
Przed nami wiele miejsc jeszcze do zdobycia, a ryciny z powyższej wyprawy w naszej galerii.