Na początek miała być puszcza, potem Biker Pub i powrót do domu. A było odwrotnie (któś się pomylił, nieważne) było i to i to. A było tak; Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, wróć - za jednym wiaduktem, za przepięknym makowym polem, za płochocińskimi zapachami, za dwoma torami, za trasą poznańską, i jeszcze trochę dalej, ukazał się drogowskaz - Mariew 3 km, tak więc najprzód do Biker Pubu.
Tam trochę zabawiliśmy, może próbowaliśmy się pobawić, była oczywiście kawka, i to co serwują w Biker Pubie, było losowanie nagród, inne niż zazwyczaj, no i była próba zabawy, ale na próbach się skończyło. Niby prosta zabawa ale trudną mamy młodzież w dzisiejszych czasach, łapią z opóźnieniem, ba niektórzy wcale nie łapali więc odpuściliśmy. Postanowiliśmy więc zmienić dyscyplinę i przejść na łucznictwo. I tu można się było przez chwilę poczuć jak legendarny Wilhelm Tell, a i chłopczyk z jabłkiem na głowie się znalazł. Strzały świstały gęsto, przez chwilę nawet prowadziłem, przebiła mnie jednak własna, osobista żona (no tak się nie robi mężowi, ale jako człowiek o dobrym sercu wybaczyłem). No ale cóż i żona nie utrzymała palmy pierwszeństwa. Wszystkich zdeklasował Krzysiek i to jemu przypadł Puchar Biker Pubu i miano Wilhelma Tella STR.
No a potem puszcza, i jak to kampinoska puszcza więcej ludzi niż zwierząt, jedynie co spotkałem to małego zaskrońca i większego lemura, wilka nie widziałem, choć to zwierze dwa na dwa i mieszka w lesie. Trasa jak to puszczańska, piachy, korzenie a potem na bagna, tak dla rozrywki, ale rozrywka przez bagna już się skończyła. Naszedł bum na autostrady, więc i przez puszczę przeprowadzono kładkową A2 czy A8, umknęło mi oznaczenie. Ale puszczę, tę naszą, najbliższą trzeba odwiedzić przynajmniej raz w roku, i chyba warto było, choć to nie za siedmioma górami, siedmioma lasami a prawie rzut beretem.
no i zapraszam jeszcze do Galeri 2, tam już coś jest a będzie jeszcze.