wtorek, 16 lipca 2013
zaproszenie do Arkadii
21 lipca kolejna "Niedziela na dwóch kółkach"
Jedziemy do Arkadii koło Łowicza.
Dystans ok 110 km.
Do zwiedzenia park w Arkadii i świątynia Diany.
Bilet wstępu - 10 zł (ulgowy - 6 zł)
Start pod MCK godz. 8,30
Stawy Św.Anny - Petrykozy
W zeszłym roku byliśmy już nad stawami Św.Anny ale pod koniec września, a ze miejsce fajne w tegorocznym kalendarzu umieściliśmy je w środku lata.
Zmieniliśmy też trasę w stosunku do zeszłorocznej wyprawy. Wyjechaliśmy z Milanówka przez Piaskową, Szczęsne, Adamowiznę, Kuklówkę, Grzmiącą.
W Grzmiącej udało nam się wstąpić do pałacu Juliana Wihelma Brunweya, właściciela folwarku, który
powstał w 1876 roku. W latach PRL-u w pałacu mieścił się Zakład Psychiatryczny, obecnie ruina.
Następnie w drodze nad stawy św.Anny wstąpiliśmy jeszcze do wsi Bartoszówka (dawna nazwa Skobielówka, która po wojnie rosyjsko-tureckiej nadana została gen. piechoty Michaiłowi Dymitryczowi Skobielewowi. Po potomkach tamtych czasów został cmentarz prawosławny, który obejrzeliśmy.
Dalej udaliśmy się już wprost nad stawy Św. Anny.
Tam przerwa - kawka, nagrody i kąpiel.
I już mieliśmy wracać do domu, gdy Tadzio rzucił hasło byśmy zwiedzili jeszcze Petrykozy, posiadłość i skansen śp Wojciecha Siemiona. Nie było sprzeciwu więc tam pojechaliśmy. Dworek Siemiona po pożarze, skansen zaniedbany, w opłakanym stanie, aż szkoda... ale mimo wszystko było na co popatrzeć.
Z zaplanowanych 60 km wyszło 75, ale nie ma czego żałować. Pogoda choć rano nie zapowiadała się najlepiej dopisała.
Zmieniliśmy też trasę w stosunku do zeszłorocznej wyprawy. Wyjechaliśmy z Milanówka przez Piaskową, Szczęsne, Adamowiznę, Kuklówkę, Grzmiącą.
W Grzmiącej udało nam się wstąpić do pałacu Juliana Wihelma Brunweya, właściciela folwarku, który
powstał w 1876 roku. W latach PRL-u w pałacu mieścił się Zakład Psychiatryczny, obecnie ruina.
Następnie w drodze nad stawy św.Anny wstąpiliśmy jeszcze do wsi Bartoszówka (dawna nazwa Skobielówka, która po wojnie rosyjsko-tureckiej nadana została gen. piechoty Michaiłowi Dymitryczowi Skobielewowi. Po potomkach tamtych czasów został cmentarz prawosławny, który obejrzeliśmy.
Dalej udaliśmy się już wprost nad stawy Św. Anny.
Tam przerwa - kawka, nagrody i kąpiel.
I już mieliśmy wracać do domu, gdy Tadzio rzucił hasło byśmy zwiedzili jeszcze Petrykozy, posiadłość i skansen śp Wojciecha Siemiona. Nie było sprzeciwu więc tam pojechaliśmy. Dworek Siemiona po pożarze, skansen zaniedbany, w opłakanym stanie, aż szkoda... ale mimo wszystko było na co popatrzeć.
Z zaplanowanych 60 km wyszło 75, ale nie ma czego żałować. Pogoda choć rano nie zapowiadała się najlepiej dopisała.
Subskrybuj:
Posty (Atom)