A miało być tak pięknie, puszcza... i było, gdyby nie było, nie było deszczu, może by jeszcze bardziej było miło, ale mimo deszczu miło było, i się odbyło.
O piątej rano, pobutka, zerwała mnie burza, oj ten rok nie zaczyna się najlepiej, przed 10 jest okej, jedziemy, cieplutko, milutko, znowu razem, wjeżdżamy w puszczę, przez bagienka kładkami piechotką, jak długo można na nogach, przetruchtaliśmy, trochę piachu, trochę korzeni i plaża, plaża Wiersze, ale nad morzem też czasem pogoda płata figle, tu dało się poplażować, tzn. zrobić rytuał kawkowo - nagrodowy, tak na chybcika i w nogi, znaczy w pedały, się zozpadało, ale cóż, wrócić trzeba. I tak krok po kroku, nie - koło z kołem, lało coraz mocniej, i się w końcu zlitowało. Wróciliśmy do Milanówka prawie osuszeni, może jeszcze w butach chlupało, ale tylko w butach, w nogach, pedałach, że tak się wyrażę, na ROWERZE stuknęło 65 km. Och co za wynik! Razem nieważne ile, jak razem to na piątkę ! Zapraszam do galerii zdjęć i komentarzy....