To nie miała być tradycyjna wycieczka asfalcikiem na kuchenne rewolucje, ale kuchenne, ale bokiem na zmiennocieplne kręgowce wodne, oddychające skrzelami i poruszające się za pomocą płetw. My poruszaliśmy się za pomocą nóg na pedałach ROWEROWYCH ((nie kojarzyć inaczej) a ryby stanowią najliczniejszą i najbardziej zróżnicowaną grupę współcześnie żyjących kręgowców (ponad połowę). Różnią się od siebie pod względem budowy zewnętrznej i wewnętrznej, ubarwienia oraz przystosowania do warunków środowiska.
My je zjadamy, ze smakiem, choć też bardzo się różnimy. A w Piorunowie, na łowisku, każdy mógł wybrać swoją złotą rybkę. I wybrali, i dojechali, 3 km za Błoniem, pryszcz, ale okazało się że pryszcz nie taki mały. Pojechali my na okrętkę, nawet nie rozrzucili przynęty a na stoły wjechał usmażony świat wodny. Łowisko Piorunów polecamy, fajne miejsce, a można i dojechać sprawniej, ale po co, jadąc przez kartoflisko ryba lepiej smakuję, zwłaszcza z frytkami. I nikomu ość w gardle nie stanęła, chyba,że w drodze, a droga taka miała być i była. Nawet pomyłki nie było dużej, przejechaliśmy 56 km, a zapowiedziałem ok 60. Rybka przeważnie spełnia trzy życzenia, nasza wywiązała się z tych życzeń bezbłędnie; zapewniła pogodę, zapewniła niesamowitą trasę i smakowała.
i tradycyjnie zapraszam na rybkę, czyli do galeri 2