a łatwo nie było, choć skróciłem trochę trasę ale w pewnym momencie droga się skończyła, ale - daliśmy radę.
W drodze napotkaliśmy nieznajomą armię, ale okazało się że to sojusznicy, może nie nasi ale naszych dziewczyn, obyło się bez walki. A ogólnie - wiaterek nie za duży, taki zefirek, nie Witold 4 czy Aleksy jak to mówią w Ameryce, taki mały, "polski Stasiu wczesnowiosenny", droga - biała, a więc czysta, wszakże to biel.
A że były i przeszkody, no cóż, zawsze komuś coś przeszkadza, rów z wodą, belka (kiedyś trenowałem lekkoatletykę a moją koronną konkurencją był bieg z przeszkodami, a w nim rów z wodą, och jak miło przywołać wspomnienia z pięknych młodzieńczych lat)
Wróćmy jednak do teraźniejszości, ale rów z wodą był!!!
może bardziej "Chłopoka z Milanówka" - Ale o rowerach, o trasach rowerowych a nie mrówkach wędrujących w okolice spuchniętych nóg Telimeny. Ale wróćmy do Gruzji, tam było wspaniale, w Łazach także przyjemnie, ale czas wracać, ze wspomnień i marzeń do rzeczywistości. A ta już za tydzień, pomarzymy ponownie, pojedziemy, pokręcimy, pomyślimy...
___ od tego roku zdjęcia będą się ukazywać w GALERII 2