Monia: Domin pospiesz się, bo znowu się
spóźnimy.
Domin: Przestań, jest 7:45, jedziemy tylko
do Grodziska.I ruszyliśmy…
Na stacji benzynowej spotkaliśmy się z Tytanem (Jankiem) i Młodym (Marcinem).
W Młochowie czekał na nas już Mietek.
Podróż była rozkosznie męcząca, prawie całą drogę jechaliśmy pod wiatr. Miało być 160km, a wyszło nie wiele więcej 170 km. Mała pomyłka na rozjeździe na rondzie w Kozienicach spowiadała 10 kilometrową nadwyżkę. Nocleg w Schronisku Młodzieżowym „Pod Wianuszkami”. Po kąpieli wybraliśmy się na spacer wzdłuż Wisłą, w kierunku Rynku. Nie obeszło się bez atrakcji. Idąc pasażem w kierunku starówki ukazał nam się on… I Dominik oszalał z radości.
Domin: Monia patrz mały konik! Ciekawe czy dużo je?! Kupmy sobie takiego.
Właściciel zwierzaka podłapał temat i z marszu zaproponował fotę za piątaka. Zawrotne tępo
wyciągania monety z portfela i bezgraniczna radość jaka ogarnęła Domina,
namalowały nam uśmiechy na twarzach. Sympatyczny właściciel widząc euforię
Dominika, pozwolił usiąść mu na koniku.
Domin: Czuję się jak Sancho Pansa JPo dozie emocji udaliśmy się na Rynek, gdzie miasto tętniło życiem.
Wyruszyliśmy
koło 10:30 w kierunku promu do Janowca, gdzie zwiedziliśmy ruiny zamku.
Następny cel Warka. Tym razem bez wiatru, za to z piekielnym słońcem. W końcu dotarliśmy
do Warki (100km). W międzyczasie odłączył od nas Tytan, stwierdzając że wraca
na kołach. (Dotarł do domu przed nami około 20:30). W Warce musieliśmy wypić po
Warce, by umilić sobie czas oczekiwania na pociąg, regionalnym specjałami. PKP zafundowało nam 1,5h postój. Ja
Domino i Mietek wysiedliśmy w Warszawie Dawidy. Marcin pojechał do Zachodniej i
stamtąd do Grodziska. Nam pozostało do przekręcenia parę km, a dokładniej coś
koło 30. W Michałowicach rozstaliśmy się z Mieciem. Wieczorny chłód spowodował
doładowanie naszych baterii.
I tak pędem ruszyliśmy do Milanówka. Na miejscu
byliśmy 21:30.
Dystans
pokonany przez dwa dni 300 km.