niedziela, 13 lipca 2014

Kazimierz Dolny





05 lipca 2014 r.

Monia: Domin pospiesz się, bo znowu się spóźnimy.
Domin: Przestań, jest 7:45, jedziemy tylko do Grodziska.
I ruszyliśmy…
Na stacji benzynowej spotkaliśmy się z Tytanem (Jankiem) i Młodym (Marcinem).
W Młochowie czekał na nas już Mietek.
Podróż była rozkosznie męcząca, prawie całą drogę jechaliśmy pod wiatr. Miało być 160km, a wyszło nie wiele więcej 170 km. Mała pomyłka na rozjeździe na rondzie w Kozienicach spowiadała 10 kilometrową nadwyżkę. Nocleg w Schronisku Młodzieżowym „Pod Wianuszkami”. Po kąpieli wybraliśmy się na spacer wzdłuż Wisłą, w kierunku Rynku. Nie obeszło się bez atrakcji. Idąc pasażem w kierunku starówki ukazał nam się on… I Dominik oszalał z radości.
Domin: Monia patrz mały konik! Ciekawe czy dużo je?! Kupmy sobie takiego.

Właściciel zwierzaka podłapał temat i z marszu zaproponował fotę za piątaka. Zawrotne tępo wyciągania monety z portfela i bezgraniczna radość jaka ogarnęła Domina, namalowały nam uśmiechy na twarzach. Sympatyczny właściciel widząc euforię Dominika, pozwolił usiąść mu na koniku.
Domin: Czuję się jak Sancho Pansa J
Po dozie emocji udaliśmy się na Rynek, gdzie miasto tętniło życiem.

06 lipca 2014 r.

Wyruszyliśmy koło 10:30 w kierunku promu do Janowca, gdzie zwiedziliśmy ruiny zamku. Następny cel Warka. Tym razem bez wiatru, za to z piekielnym słońcem. W końcu dotarliśmy do Warki (100km). W międzyczasie odłączył od nas Tytan, stwierdzając że wraca na kołach. (Dotarł do domu przed nami około 20:30). W Warce musieliśmy wypić po Warce, by umilić sobie czas oczekiwania na pociąg, regionalnym specjałami. PKP zafundowało nam 1,5h postój. Ja Domino i Mietek wysiedliśmy w Warszawie Dawidy. Marcin pojechał do Zachodniej i stamtąd do Grodziska. Nam pozostało do przekręcenia parę km, a dokładniej coś koło 30. W Michałowicach rozstaliśmy się z Mieciem. Wieczorny chłód spowodował doładowanie naszych baterii.
 I tak pędem ruszyliśmy do Milanówka. Na miejscu byliśmy 21:30.

Dystans pokonany przez dwa dni 300 km.