Póki byłem na przodzie, było ok. Gdy zostałem przypilnować tyłów, przody poszły jak konie po betonie. W Kaskach nie skręcili gdzie trzeba, i hulaj dusza, prezesa nima. A prezes z resztą grupki, cichutko, na palcach, w prawo, eleganckim asfalcikiem, boczkiem, boczkiem i pod klasztor w Niepokalanowie. I okazało się jak w Piśmie Świętym, że ostatni będą pierwszymi. Wyrywni dotarli sporo później, ale poczekaliśmy, choć ciastek było mało. Mogliśmy od razu wpaść i opierniczyć wszystkie pierniczki, ale solidarność grupowa to rzecz święta, a przybyliśmy do miejsca świętego.
Na terenie klasztoru zwiedziliśmy dwa Muzea. Muzeum Św. Maksymiliana Kolbe.
o. Maksymilian zwykł powtarzać słowa św. Jana Vianneya: „Jeśli proboszcz jest święty, to parafianie bardzo dobrzy, jeśli proboszcz bardzo dobry, to parafianie dobrzy, jeśli proboszcz dobry, to parafianie źli. Na zewnątrz u innych będzie zawsze o stopień niżej od tego, co sami posiadamy". Już za życia o. Kolbego sława i podziw dla tego franciszkańskiego zakonnika przyciągały do Niepokalanowa ciekawych gości. Przyciągnęły również STR Milanówek, i to nie po raz pierwszy.
Osobną historią tego miejsca jest Straż Pożarna - Ponieważ było dużo materiałów łatwopalnych i należało chronić magazyny papieru i książek, powstała inicjatywa założenia straży pożarnej najpierw dla własnych potrzeb. Szybko okazało się, że straż jest potrzebna w całej okolicy. Niepokalanowska straż służy do dzisiaj, i jest jedną z najsprawniejszych w okolicy, z nowoczesnym sprzętem, a stary mogliśmy podziwiać w Muzeum Straży Pożarnej, stare kaski, toporki (czy siekierki jak to nazwała Zosia), XIX wieczne pompy czy wóz Minerva z 1925 roku itd.
Tradycyjną kawkę zrobiliśmy tuż przed Muzeum Straży, i w czasie gdy większość zwiedzała Muzeum Kolbego, ja już gotowałem wodę, wiatr przewrócił mi kuchenkę, odkręcił się palnik i zaczęła się palić butla, ale spoko straż obok, no cóż strażak w habicie tylko spojrzał z politowaniem, taki pożar, nawet nie drgnął, ale ja jako dzielny strażak w mig opanowałem sytuację. Zanim reszta przyszła na kawę po pożodze nie było śladu.
Za to były prezenty świąteczne, koszyczek, jajeczka, baranek i królik. Chłopstwo wyszło na zero, nagrody zgarnęły białogłowy.
I czas na powrót. Powtórzyłem, nie chcecie zgubić drogi trzymajcie się prezesa. Kolarzy aż świerzbiło, krzyknąłem im ahoj, spotkamy się w Kaskach. Jak wypruli, pomylili drogę, wrócili godzinę później. Kto się spieszy to się diabeł cieszy. Pospieszył się jeszcze jeden, nie chciał postać dłużej na popasie i tyle go widzieliśmy. A, że to był Julian, to żadna nowość i niespodzianka. On już tak ma. Mam nadzieję, że wrócił.
Galeria zdjęć nieco później. Pokora, wysiłek i męstwo Maksymiliana Kolbe oraz żywioł ognia sprawiły, że mało cykałem, ale cykali inni więc coś będzie.
Już się pojawiają, zapraszam do Galerii.
to może ja skomentuje swój wpis, głupio ale jakoś tak wyszło, przeczytałem raz jeszcze i biję się z myślami;
OdpowiedzUsuńSkoro św. Jan Vianneya mawiał, ... że jak proboszcz jest bardzo dobry to parafianie dobrzy... to zastanawia mnie ta hierarchiczność i czy jak prezes jest bardzo dobry to jego cykliści są dobrzy (no może oprócz Juliana)czy to tylko się tyczy proboszcza a u nas jest inaczej?
Adaśku :) jesteś najlepszy i do tego jak wszysy lubisz żeby Cię pochwalić, to chwalę, chwalę ...
OdpowiedzUsuńTeresa