Od Łurzyca jadę, stoi dziewka w sadzie,
O la, la, la, O la, la, la
Czerwone jabłuszka od fartuszka kładzie
O la, la, la, O la, la, la
Ale ja jej się pytam, po ile sprzedaje
O la, la, la, O la, la, la
Ona odpowiada, że za darmo daje ....
No to jedziemy!
I w ostatnią niedzielę odwiedziliśmy zamek w Czersku, ale nie o zamek nam głównie chodziło (bo już tu byliśmy i z murami jesteśmy zaznajomieni) ale o imprezę "Nadwiślańskie Urzecze", no i te jabłka od Łurzyczanki (sic). A Łurzyczanek było do wyboru, do koloru, i małe i duże, i urocze i mniej, ale wszystkie w pięknych strojach. A że do Czerska kawałek drogi liznęliśmy tylko trochę imprezy, akurat trafiliśmy na koncerty zespołów URZECZEni i Kalwarki. Po murach zamkowych też pochodziliśmy, i po jarmacznych straganach owszem, miodki z Urzecza były do rozlosowania w naszej tradycyjnej zabawie, kawa też za murami się parzyła i myślę, że warto było, choć daleko. Nastukało nam 117 km, i choć pogoda sprzyja to d.. bolała.
A nasza droga do Czerska prowadziła przez Łosia (w te i we wewte). Łoś to takie duże zwierze, ale nie tylko. Jechaliśmy przez wioskę Łoś, w której wszystko kojarzyło się z łosiem. Była ulica - Do Łosia, była restauracja Po Łosiem, zakład pogrzebowy Łoś i przyczepy z Łosia (pewnie dużo rowerów by na taką przyczepę weszło). Był też pomnik Łosia, to i fotkę należało cyknąć.
Na więcej zdjęć zapraszam do Galeri 2 a na piosnkę z Urzecza
tutaj