W dniach 30 lipca - 13 sierpnia zaliczyliśmy górny odcinek Green Velo (choć nie w całości, czasami gdzieś zbaczaliśmy, ale się nie wykoleliliśmy). Start rozpoczęliśmy w Siedlcach, stąd do Green Velo miało być tylko 60, wyszło 80 km, no cóż przeważnie więcej wychodziło niż było zaplanowane.
W sumie przekręciliśmy 994 km, a skończyliśmy w Gdańsku już poza trasą Green Velo, ale większość trasy jednak tym słynnym nowym szlakiem rowerowym, choć mocno przereklamowanym, ale wspomnień wiele i uroków ściany północno- wschodniej niemało. Raz było nas mniej, raz więcej, raz naprawdę dużo, jest co wspominać - a to nie "są tanie rzeczy"!
Nasza trasa wiodła z Siedlec przez Drohiczyn, Siemiatycze, Grabarkę, Hajnówkę, zalew Siemianowski, Supraśl, (Białystok wzięliśmy łukiem), Tykocin, Osowiec Twierdza, Augustów- Studzieniczna, Stary Folwark, Suwałki, jezioro Hańcza (Bachanowo), Gołdap, Węgorzewo, jezioro Wigry, Pieniężno, Braniewo, Frombork (tu koniec Green Velo) a my dalej przez zalew Wiślany, Krynicę Morską do Gdańska - meta.
A drogi były różne, szutry, asfalciki, asfalciki gorsze niż szutry, tarka, w górę , w dół, były też i ścieżki rowerowe, jedne lepsze inne typowo polskie, cały wachlarz dróg, a to nie są tanie rzeczy.
Po drodze jest co zobaczyć, ale nie zawsze starczało czasu. W Drohiczynie zwiedziliśmy wystawę starych motocykli i Muzeum Kajakarstwa, w Grabarce cerkiew i Świętą Górę Krzyży, oraz kilka cerkwi na Podlasiu, w Tykocinie byliśmy na zamku, w Synagodze i starodawnym drewnianym domku, Sanktuarium w Studzienicznej, klasztor pokamedulski w Starym Folwarku, galerię na Suwlszczyżnie, mosty w Stańczykach, Port w Węgorzewie, bunkry w Mamerkach, kościoły i zamki z czasów Krzyżackich, klasztor, planetarium i Muzeum Kopernika we Fromborku a na koniec Gdańską Starówkę, gdzie trwał Jarmark Dominikański
I to też nie były tanie rzeczy.
Jedliśmy co się dało, jajka, kartacze, ryby i choć też to nie były tanie rzeczy głodni nie chodziliśmy, przepraszam nie jeździliśmy.
W restauracjach smakowało, raz lepiej raz gorzej ale te nasze dania, jajecznice, placki ziemniaczane od podstaw, tzn od wykopania ziemniaka i dalej przez kolejne szczeble ewolucji tego dania - pycha.
I jeszcze sprawa noclegów. Z hoteli zrezygnowaliśmy, Głównie jak ślimak swój domek woziliśmy na plecach, plecach naszych rumaków. Spaliśmy głównie na campingach, ale zdarzało się gdzieś w gospodarstwie (miło wspominamy), na wiejskim placu zabaw, w domku campingowym czy w czteropiętrowym wieżowcu.
No i jak wiadomo główny nasz środek lokomocji to rower ale po wodzie się nie dało. Korzystaliśmy więc z różnych wodnych napotkanych cudeniek. Promy rzeczne, tramwaje wodne a nawet katamaran.
Ale pisać można co ślina na język przyniesie, a w galerii zobaczycie całą wyprawę, obrazki jednak więcej pokażą niż powyższa literatura.
A poniżej linki do poszczególnych etapów: (tak na próbę, pierwszy raz, może będzię dobrze, choć to nie są tanie rzeczy.
http://www.navime.pl/trasa/1104468
http://www.navime.pl/trasa/1104473
http://www.navime.pl/trasa/1104474
http://www.navime.pl/trasa/1104475
http://www.navime.pl/trasa/1104477
http://www.navime.pl/trasa/1104466
http://www.navime.pl/trasa/1104472
http://www.navime.pl/trasa/1104480
http://www.navime.pl/trasa/1106395
http://www.navime.pl/trasa/1107408
http://www.navime.pl/trasa/1109138
http://www.navime.pl/trasa/1109140
http://www.navime.pl/trasa/1110021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz