W planach była restauracja chorwacka w Łomiankach, niestety nie wyszło, Oprostite, i drugi put, hvala, dobry tek, tak wyszło jak wyszło.
Ale wyszło nie najgorzej, a nawet lepiej. PO STAROPOLSKU.
Przyszło nam bieżeć - nie, nie na nogach ale rowerami, aże w tamtych czosach rowerów nie uwiedieli, tak oto pisali - bieżeć, a my bardziej światli ludkowie pobieżeli na rowerach do Zalesia Górnego, do Starej Chaty. A tam i pierogów i jadła drwala nie brakowało, chociażby i bez siekiery się obyło, a i dechy chłopskie i szlacheckie się znalazły (kto szlachcic smakował po szlachecku, kto chłop żarł po chłopsku, choć te chłopskie żarcie futrowały tyz białogłowy). A w niych i kaczki i golonki między sałatamy bywały, a i placek sie znolazł a i w brzuchach burczało az miło. Zaiste
chędogo to wyglądało , a i lica naszych białogłów promieniowały na 300 stóp
odległości. A zaliż powiadam wam iż one bóstwem są, aliż nade wszystko jadło, SIĘ JADŁO. Więc
styknijmy się naszymi licami, i powróćmy już do dzisiejszych czasów z naszymi kubkami smakowymi.
No i tak to czasami bywa, że jak brakuje zabytków w okolicy to się po knajpach bywa, i tak bywało dzisiaj. Współcześnie 78 km - ile to bedzie na łokcie, ni mom pojęcia (może któś przeliczy) ale to nie było najwżnijsze, jadło było pirwsze.
A na odbicia w galeryji nieco pocekamy, bo moje fotografije jakoś nijakie, ledwom co kilka odbić tu wybrał.
PS.
Ać tyla z tego zostało.
Gdzie są zdjęcia? :)
OdpowiedzUsuńM.