A jak było, po kolei, czyli pierwsza była kolej, większość z nas dotarła do Koła właśnie koleją, kilka osób samochodami do bazy w Żychlinie, a trzech mocarzy na kołach, ponad 200 km. Z Koła trochę z przygodami, z wielkim Pawła bum, w ostatniej chwili dotarliśmy na start.
Ale na początek należy wymienić organizatora Ciklo Konin, i choć chwalić wypada na końcu, od razu przejdę do rzeczy. Przygotowali się bardzo solidnie, nie dość, że sami włożyli w to mnóstwo energii i czasu, poprowadzili zlot perfekt, to jeszcze zatrudnili chyba najlepsze kucharki w Koninie, najlepszą Policję do obstawy (szczególnie Tą jedną), zamówili chyba najlepszego księdza do powitalnego kazania, pokazali największą Świątynię w Polsce - Licheń, największego słonia leśnego (o wilku nie wspomnę, bo ten chyba z innej bajki), na koniec wręczyli nam największy Puchar, wybrali najlepsze zdjęcie (autorstwa Marka), a na koniec dostaliśmy najlepszego przewodnika - Kazika, który nas odprowadził. Za to wszystko najszczersze podziękowania, jesteśmy usatysfakcjonowani.
Sama trasa zlotowa liczyła ok. 65 km. Zwiedziliśmy Licheńską Bazylikę (robi niesamowite wrażenie), Muzeum Okręgowe w Koninie, Konińską Starówkę ze słynnym Słupem Konińskim. Przerwa na popas, czyli grochówkę i coś słodkiego również w urokliwym miejscu, nad jeziorem Ślesińskim. A i po powrocie do bazy nie można się było nudzić, między posiłkami, pysznymi, konkursy a wieczorem potańcówka. Będzie co wspominać.
Dostaliśmy koszulki ze Słupem Koniński i wierszykiem; Zgrabna pupa, gładka cera, to zasługa jest rowera. A że w Konie wszystko się kręci wokół tego słupa, przerobiłem trochę ten wierszyk na ich następne przejazdy; Zdrowa, rowerowa du.. jeździ wokół konińskiego słupa.
Relacja foto w zakładce Galeria 2.
Zwycięskie zdjęcia Marka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz