Nasza Tereska porwała się na taką wyprawę, że nie jeden z nas zastanawiałby się czy tam jechać?. Ona pojechała. O szczegółach wyprawy opowie nam na wspólnych wycieczkach, na razie ma jednak przerwę, kontuzja, ale "twarda kobita" i niebawem dowiemy się więcej.
A poniżej już od Tereski:
Już nie pamiętam dokładnie, czy ta pielgrzymka do Santiago francuskim szlakiem Św.Jakuba znalazła mnie, czy ja ją znalazłam.
Trzeba było dojechać ~ 3500 kilometrów, żeby wsiąść na rowery 26.04 i jechać. Było ekstremalnie: długie odcinki, mocno pod górę i bardzo szybko z góry. Jako atrakcja mróz rano, w dzień +8 + 10 st. C.
Paszporty pielgrzyma od pierwszego dnia i muszla, która chroni przed niepowodzeniami na szlaku.
Było raz na rowerze, raz z rowerem, aż do wywrotki na przed ostatnim odcinku.
Wspomnienia niezapomniane, spotkania z ludźmi z całego świata, w zdecydowanej większości idących piechotą.
Bardzo bym chciała wrócić na ten szlak, ale już bez roweru, żeby bardziej przeżywać wyprawę, a mniej zmagać się z nieprzeciętnymi podjazdami i szalonymi zjazdami.
Przejechałam około 800 km, spałam w albergach i pod stołem w restauracji, drugiego dnia zużycie kalorii było na poziomie 5200kcal, później pewnie było trochę mniej.
W Milanówku byłam 12.05 po południu
Pozdrawiam, Teresa.
Muszla na szlaku ją chroniła, może nie do końca, po powrocie do kraju Tereska zamieniła muszlę w gips, ale dochodzi do siebie i wkrótce do nas dołączy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz