Niepokalanów po raz kolejny, i po raz kolejny coś innego. Tym razem główny cel to Ósma Gwiazda Niepokalanej (więcej o tym w poście poniżej zapowiadającym wyjazd).
Nie wiem czy to kwestia wiary czy czegoś innego (zwiedzamy różne miejsca kultu religijnego od chrześcijaństwa przez prawosławie aż po buddyzm) ale też ołtarz Niepokalanej naprawdę robi wrażenie. Warto odwiedzić, tyle, i aż tyle.
Po zwiedzeniu kaplicy z ww ołtarzem, dzięki Marianowi dostaliśmy miejscowego przewodnika, który opowiedział nam o Niepokalanowie, Teresinie i zawiózł w miejsca, w których jeszcze nie byliśmy. A cóż wielkiego nam pokazał - Stację kolejową - cóż stacja, ktoś by powiedział - okienko, miła lub nie pani, bilecik poproszę i w drogę. W Teresinie jest inaczej. Stacja to nie tylko placówka PKP z okienkiem i panią od bilecików, to także dom kultury, kino, pięknie odrestaurowany budynek, na zewnątrz skwerek z ławeczką Ojca Maksymiliana Kolbe - robi wrażenie.
Następnie za przewodnikiem dróżką przez las (Marian poległ - guma) do Pałacu. A Pałac podobnie jak ołtarz, jak stacja - robi wrażenie. Miejsce bajkowe, wyremontowany, eklektyczny, ale bez pomysłu na życie, stoi sobie samotny, ale doniosły, wśród lasu i czeka... może na zlot rowerzystów?
I oprócz wrażeń, cóż jeszcze - pogoda wspaniała, iście wiosenna, tzn liści jeszcze niewiele ale już pierwsze kwiaty zaczynają rozkwitać, aż chce się dychać! No może nie wszystkim, gdy nieco zboczyliśmy z asfalciku, bliżej natury, zadyszki dostali kolarze. No cóż kolarz nie koniecznie turysta, ale dali radę.
Acha i oprócz wrażeń i wspólnej przejażdżki podobno liczą się kilometry. Nastukało 63. Amen.
więcej zdjęć w Galerii 2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz