I faktycznie trasa przebiegała brzegami obydwu rzek, ale będąc pod wrażeniem Mieni (choć to tylko odcinek ok 5 km nad samym jej brzegiem) to pozostawiam jako dawniej było.
A Mienia, to ok 40 km rzeczka, dopływ Świdra. Nazwę swą wzięła od metalicznych błysków pojawiających się w nurcie rzeki, spowodowane przez występującą w jej podłożu rudę darniową.
Odcinek, który przejechaliśmy to prawdziwy puszczański hardcore. Wokół pełno powalonych drzew, na trasie i w wodzie (bobry zrobiły swoje), strome urwiska a na nich wąskie ścieżynki. MTB najwyższej klasy, a las nad brzegami meandrującej Mieni jak prawdziwa stara puszcza. A jej prastarym symbolem ok. 400 letni dąb zwany Mazowieckim Bartkiem. Dla tych paru kilometrów naprawdę warto tam wpaść, choć z rowerem to trzeba ostrożnie, ale niektórych to puszczańskie MTB poniosło (mnie także).
I tak Mienia zostanie najbardziej zapamiętana z tego wypadu, ale to nie było wszystko co zdarzyło się w tę niedzielę. Opuszczając brzegi Mieni ruszyliśmy na kąpielisko do Kącka, na relaks, kawkę, po tradycyjne nagrody, i wspomnienia na żywo znad Mieni, a dla pływaków STR relaks wodny.
Potem droga nad Świder, po drodze awarie ogumienia. Nie wiem czy to po tej hardcorowej trasie, czy dlatego, że to Janusz i Grażyna. Do tego, chyba trochę źle obliczyłem czasowo trasę, nie mam doświadczenia w terenowych przejazdach, i z tych powodów skróciliśmy trochę zaplanowany przejazd. Oczywiście nad Świder dotarliśmy, już mniej terenowo ale trochę też było. Już mniej puszczańsko, bardziej plażowo.
W sumie pętelka 55 km, niektórzy dokręcili więcej wracając do domu na kołach.
I niech pozostanie, że "Wzdłuż Mieni wszystko się mieni".
Warto by wrócić jeszcze w te tereny,
ale i warto zajrzeć do Galerii 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz