Tak blisko, a tak wesoło. Wesoło robiło się z minuty na minutę. Ale na początek szok i wielki podziw dla gospodarzy, stworzyć takie miejsce, pełen szacun. Pasja, zamiłowanie do zwierząt i otwarcie z jakim goszczą przybyłych niesamowite. Takie małe zoo, z myślą o wycieczkach dla dzieci, to jakiś absurd, dorośli również czują się tu jak w raju. Gospodarza opowieści zachwycały. Laurek na temat tej zagrody można by pisać wiele. My chyląc czoła, te spod kasków rowerowych bijemy pokłony. Dziękujemy.
I cóż pisać o samej trasie rowerowej, wszak to wycieczka niedzielna, drogami którymi już nie raz przejeżdżaliśmy. Nigdy tu jednak nie byliśmy. W zagrodzie nie tylko zwierzęta na wyciągniecie ręki ale i świetna zabawa z konkursami, a ten najciekawszy to dojenie krowy. Ja próbowałem, ale mi nie szło, ale żeby w finale wystąpiły moje dziewczyny, żona i córka, niemające ze wsią nic wspólnego, toż to szok. Grażyna okazała się bezkonkurencyjna, i teraz zastanawiam się dlaczego została zwykłym technologiem farmacji, a mogła zostać zostać dojarką number one. Wieńców laurowych, czyli pawich piór do zdobycia było więcej. Justyna najlepiej odpowiadała na pytania, dostała pióro i strusia na pięć minut, ale ten początkowo mało się nią interesował, widział, że Sławek patrzy, ale gdy ten na chwilę się odwrócił, struś odtańczył taniec godowy. Co było dalej, nie pamiętam, na chwilę zgubiłem wątek, ale dalej się działo. Było ognisko, chwila biesiady, a na zakończenie tańce, w tym taneczny konkurs, w którym mi nawet nieźle szło, ale położyło mnie tango. Wyjeżdżaliśmy natomiast z podniesioną głową. Wesołą Zagrodę warto polecać, i choć kilometrów nie nakręciliśmy za wiele, dla takich chwil warto. Kto się nie zgadza niech wali w komentarzach.
Więcej zdjęć w naszej Galerii 2018-2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz