W niedzielę ruszyliśmy na wyścigi konne. Malowniczą trasą poprowadził Michał. Pomimo dnia wyścigowego, wjechaliśmy bez problemu na teren zamknięty dla publiczności i zobaczyliśmy zabudowania stajni, tory treningowe, kółka do kłusa, karuzele do stępowania i konie wracające po startach na zasłużoną miarkę meszu. Ten przepiękny obiekt oddano do użytku przed wojną w czerwcu 1939 roku. Posiada nawet własny szpital dla koni, magazyny na siano oraz silosy na owies. Potem przejechaliśmy na główny tor wyścigowy (w żargonie wyścigowym "zielony"), gdzie obejrzeliśmy 2 gonitwy. Jedną dla koni arabskich, drugą dla 2-u letnich koni pełnej krwi angielskiej. Padok, prezentacja koni, dżokeje w barwnych kamzołach, galop próbny, wejście do strat-maszyny i wyścig. Cóż jest piękniejszego niż widok konia w galopie? Finiszowały tuż przed naszymi oczami. Hazard nie ma zbyt wielu zwolenników, więc w dni bez prestiżowych gonitw publiczności jest niewiele. Jednak tych prawdziwych graczy, którzy z wiarą obstawiają z zakładach triple i porządki, licząc za każdym razem na WIELKĄ WYGRANĄ spotkać można zawsze. I tu mojej wiedzy nie wystarczyło, ale Zbyszek nie odpuścił i "zasięgnął języka" u stałych bywalców. "Daj pan typa" się sprawdziło, Zbyszek już wie, że czy chce postawić 500 czy 1000 złotych, to za każdym razem taktyka jest inna. Po roku do dwóch regularnej gry i zdobywania doświadczeń, może oczekiwać pierwszych sukcesów finansowych... W drodze powrotnej wyszło słońce. Wykręciliśmy 71 km.
Agnieszka
Agnieszko 😀 wielkie dzięki. To był bardzo interesujący wyjazd. Michał, brawa za cudną jesienną trasę 😀 chociaż ja się na samym końcu pogubiłam i do Milanówka dojechałam sama.
OdpowiedzUsuń