Bardzo bałem się tej wycieczki, jak diabeł święconej wody, bo to i Warszawa, bo to muzeum w bloku, w piwnicy, a nas harpaganów mnóstwo, jak się tam pomieścimy... . Trasa wyszła ok. do Warszawy też bokami można (dzięki dla Sławka, że realizował plan mojej trasy i Michała, że ją zamknął) - diabły wcielone...
A były i diablice i było takie porzekadło, gdzie diabeł nie może tam babę poślę, posłał i STR, wprawdzie z babami, ale to nam pomogło, dotarliśmy do diabelskiego raju. Przemili właściciele, choć przyjmują tylko po 5 osób, ze względu na lokalizację Muzeum, nas jakoś upchnęli w tym piekle. I okazało się, że diabeł nie taki straszny...
straszniejsze jest to, że podpisaliśmy cyrograf, że zrobimy diabła z części rowerowych i dorobimy do tego legendę... i tak zrobimy.
i to zobowiązuje, a idź do diabła... może raczej jedź, jedź bo warto, nam wyszło 83 km, do piekła jest dużo dalej... ale czy ciekawej?
więcej zdjęć w galeri 2, diabelskich zdjęć, już wyszły z ukrycia...
Adamie, Sławku - fajna trasa, dzięki :). Diabelskie Muzeum zrodzone z pasji właścicieli, teraz już starszych, pogodnych, ładnych państwa - interesujące. Warto mieć pasje, żeby ciekawie żyć i móc swoją radością i wiedzą bezinteresownie obdzielać innych zainteresowanych. Mieliśmy kolejny dobry, wspólny czas :) - Teresa
OdpowiedzUsuń