Adam wypatrzył koncert, który zaczyna się o brzasku i odbywa tylko dwa razy w roku w miesiącach
letnich w Królikarni, więc pojechaliśmy. Żeby zdążyć na sierpniowy brzask o 04:30 trzeba było wyjechać z Milanówka o drugiej w nocy. Cóż, STR jeździ o każdej porze, a rowerzysta - meloman (czyli jak ktoś powiedział ten co lubi melony), jest gotowy do różnych poświęceń. I tak z Milanówka wyruszyła siódemka, w Parzniewie dołączył jeden z Komorowa, a w Pruszkowie przy PKP trójka piastowska.
Noc ciepła, ścieżki rowerowe puste, Warszawa jeszcze uśpiona i ruch prawie zerowy, więc jechało się lajtowo. Docieramy koło 04:20, a tu furtka i brama na teren Królikarni zamknięte na cztery spusty. Ludzie jednak są i przybywają, więc raczej koncert nie jest odwołany. Czekamy. Wzbudzamy pewną sensację, jakby niektórzy byli zaskoczeni tym, że na rowerze jeździ się w nocy i komuś chciało się przyjechać spod Warszawy. W końcu wchodzimy. Stawiamy we wskazanym miejscu rowery, Michał Blue Arrow rozstawia zabawki na poranną kawę, herbatę i ciastka, a w tle coś zawodzi, dudni, wyje, gra a buczy. Po bliższym rozpoznaniu wygląda na to, że to nie próba nagłośnienia tylko koncert. Brzask faktycznie jest (coś tam widać na zdjęciach w galerii). Publica siada na schodach, ławkach, na trawie, niektórzy wybierają od razu pozycję horyzontalną. Artystka, no właśnie nie wiem jak to powiedzieć, niech będzie, że występuje i wydaje dźwięki. Co chwilę popija coś z kubka. Potem widzieliśmy ją jak szła tak trochę chybotliwie i w kubku woda to raczej nie była. I tu olśnienie. Patrzymy uważniej i publica wygląda jakby przyszła zrelaksować się i odpocząć po nocnych imprezach lub dokończyć imprezę tutaj lub doczekać do pierwszych kursów środków transportu publicznego.
My byliśmy trochę jak z innej bajki i nieprzygotowani. Wygląda na to, że zabrakło środków ułatwiających zrozumienie i właściwe docenienie starań artystki. Justyna miała dwa kieliszki turystyczne, ale nic do nich, a nawet jakby miała, to przecież rowerzysta w drodze nie znieczula się. Z góry przepraszam, jeżeli artystka poczuje się urażona. Być może jako profan i meloman amator nie zrozumiałem o co w tym chodzi i nie poczułem blusa. Tak czy inaczej było to ciekawe doświadczenie i obserwacja.
Na zakończenie krótka sesja fotograficzna z głowami (patrz galeria) i wracamy. Po drodze trochę nas zmoczyło, ale dało się wytrzymać. Melomani z Milanówka przekręcili ok.70 km. Była to nietypowa wycieczka niedzielna. Zaczęła się NAJwcześniej bo o drugiej w nocy i zakończyła NAJwcześniej bo około ósmej rano, czyli przed rozpoczęciem większości typowych STR-owych niedziel na dwóch kółkach.
Marek
Komentarz Tadeusza i Marek- Twój opis - bezcenne. Ubawiłam się i przypomniały mi się czasy studenckie. Kto by się spodziewał, że w Królikarni taki luz zapanował. Niezłe doświadczenie. Pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńUbawilam się czytając. Super opis . Ujołeś to kulturalnie i delikatnie. Ten koncert zostanie długo w mojej pamięci. Odkryłam że jesteśmy trochę nie wdrożeni w takie formy medytacji. Super wycieczka. Marzena
OdpowiedzUsuń